Moja psia historia, czyli jak namówiłam rodziców na psa
Posiadanie psa od zawsze było moim wielkim marzeniem. Z niekłamaną zazdrością spoglądałam na szkolnych kolegów i koleżanki, którzy wychodzili na spacery ze swoimi pupilami. Moi rodzice jednak uparcie odmawiali zwierzaka twierdząc, że to zbyt duża odpowiedzialność.
Jak będąc 9letnim dzieckiem przekonać rodziców, że jest się wystarczająco odpowiedzialnym, żeby mieć psa? No nie jest to łatwe zadanie. Wiele wynika z samego faktu, że trudno o odpowiedzialność podejrzewać tak małe dziecko. Pamiętam jednak, że byłam bardzo zdeterminowana, żeby udowodnić rodzicom jak odpowiedzialna jestem. Mimo, że nie do końca wiedziałam co to właściwie znaczy.
Co to znaczy być odpowiedzialnym?
Zaczęłam od zdobywania wiedzy na temat tego czym jest odpowiedzialność. Ponieważ wyobrażałam sobie, że stawiam rodziców raczej przed faktem dokonanym – patrzcie, jestem odpowiedzialna, bierzemy psa – zasięgnęłam rady w szkole. Zapytałam wychowawczyni co to znaczy być odpowiedzialnym, jednak z jej odpowiedzi niewiele wywnioskowałam. A raczej nie umiałam powiązać tej odpowiedzi z psem. Nie nakreśliłam chyba wystarczająco kontekstu, a więc nic dziwnego, że się nie dogadałyśmy.
Postanowiłam przeboleć fakt, iż nie zrobię na rodzicach efektu wow, tak więc po pierwszej porażce poszłam prosto do nich. Pamiętam, że tata – klasycznie, jak to ojcowie – polecił mi iść zapytać mamy. Wszak nie od dziś wiadomo, że to szyja kręci głową.
Mama powiedziała mi, że bycie odpowiedzialnym polega na zajmowaniu się zwierzęciem 24 godziny na dobę, przez cały czas. Trzeba psa wyprowadzać, karmić, dawać wodę i bawić się z nim niezależnie od zmęczenia, ochoty czy nawet pory. No i że utrzymanie psa kosztuje, a nieodpowiedzialne osoby o tym zapominają, w efekcie czego oddają potem psy do schroniska.
Nijak nie wyobrażałam sobie jak mam udowodnić mamie, że przecież będę robić te wszystkie rzeczy, a pieniądze w skarbonce z pewnością pomogą mi utrzymać psa. Zadziałały mechanizmy obronne i rozmowy z koleżankami. Musiałam jakość zrekompensować sobie pragnienie posiadania psiaka, i tutaj do akcji wkroczył mój przyjaciel.
Zmontowałam sobie psa
Wkręciłam sobie, ale tak naprawdę na serio, że mój ukochany pluszak – pies husky – jest prawdziwy. Podobno u dzieci w tym wieku to naprawdę częste.
Na początku nikt nie brał na poważnie mojego zachowania. Miałam 9 lat, to normalne, że rozmawiałam z zabawkami. Pierwsze oznaki zainteresowania pojawiły się, kiedy zaczęłam praktykować chodzenie pod domu z pluszakiem na smyczy. Smycz pożyczyłam od koleżanki, która miała ich kilka dla swoich dwóch wielkich owczarków niemieckich. Przygotowałam również miseczkę z wodą i chrupkami dla psów (tutaj również pomogła koleżanka od owczarków). Zaczęłam wychodzić na spacery z Bójką (pozdrawiam wszystkich fanów Atomówek) codziennie po szkole.
Do tego momentu, choć obserwowali mnie z lekkim niepokojem i niemałym zainteresowaniem, rodzice nie interweniowali zanadto. Pewnego dnia mojej pluszowej suczce przydarzył się jednak wypadek, który całkowicie przekonał moich rodziców do tego, że muszę dostać prawdziwego pieska.
Pluszak w potrzebie
Naprawdę tego nie planowałam. I szczerze mówiąc, ciężko mi teraz wyobrazić sobie jak dokładnie wtedy myślałam. Moje odczucia były jednak w pełni prawdziwe – niczego nie udawałam! Tak długo marzyłam o prawdziwym psie, że pokochałam tę maskotkę i całym sercem i dziecięcym rozumem wierzyłam, że mój pupil jest prawdziwy.
Podczas jednego ze spacerów Bójka wypadła mi ze smyczy kiedy przechodziłam przez uliczkę koło naszego domu. Akurat przejeżdżał tamtędy samochód. Nietrudno się domyślić co się wydarzyło. Z płaczem rzuciłam się do maskotki, a kobieta z samochodu wyskoczyła zza kierownicy. Jakież było jej zdumienie, kiedy odkryła, że przejechała po pluszaku, a ja realnie przerażona tym co się stało, pobiegłam do domu. Zalana łzami dobiegłam do szuflady z apteczką, i załamana zaczęłam owijać maskotkę bandażem. Potem dopadłam do taty i błagałam, aby pojechał ze mną i Bójką do szpitala lub weterynarza. I to był właśnie punkt przełomowy. W końcu moi rodzice dostrzegli, w bardzo niecodziennych okolicznościach, że jestem odpowiedzialna i bardzo, naprawdę bardzo chcę mieć psa. Uspokoili mnie i przekonali, że Bójce nic nie będzie, a ja zasłużyłam na to, żeby opiekować się prawdziwym psem.
W niedługim czasie okazało się, że sunia mojej koleżanki (tej od smyczy i chrupek) spodziewa się szczeniaków. Jeden z nich wkrótce stał się więc pełnoprawnym członkiem naszej rodziny. Bajka, czyli mój wymarzony owczarek niemiecki, spędził z nami wspaniałe 14 lat. Moi rodzice do dziś opowiadają tę historię wszystkim w rodzinie i znajomym, a ja wiem już, że kiedy będę miała swoje dzieci, nie będą musiały chodzić z pluszakiem na smyczy aby dostać upragnionego zwierzaka.